Opinie i ekspertyzy
Co lepsze dla konsumenta – produkcja za płotem czy import mięsa z Chin i Brazylii?
Mięso jest jednym z kluczowych produktów diety człowieka, dlatego jego produkcja ma do pewnego stopnia charakter strategiczny. Bez wątpienia w krajach europejskich najważniejszymi rodzajami mięsa ze względu na poziom spożycia są wieprzowina (48%) i mięso drobiowe, przede wszystkim kurcząt brojlerów (35%). Jednocześnie z racji stopnia specjalizacji i intensyfikacji produkcji, fermy świń i drobiu stanowią najczęstszy obiekt ataków ze strony krytyków produkcji zwierzęcej. W pewnym zakresie krytykami tymi są osoby kontestujące potrzebę niejedzenia mięsa w ogóle, czyli środowiska wegetariańskie i wegańskie, ale nie brak też głosów krytyki ze strony ludzi spożywających mięso regularnie. Ten pozorny paradoks wynika z natury ludzkiej, która domaga się produktu, ale nie godzi na szeroko rozumiane konsekwencje jego pozyskiwania. A konsekwencje te obejmują co do zasady 2 główne obszary, tj.: i. dobrostan zwierząt, co do wypełnienia, którego w gospodarstwach wielkotowarowych większość społeczeństwa ma wątpliwości; ii. zagrożenie środowiskowe i związane z tym ryzyko pogorszenia standardu życia mieszkańców okolic, gdzie produkcja zwierzęca jest prowadzona. Z tego powodu w momencie, gdy na stole pojawia się argument, że utrudnienia jakie są kreowane wobec rolnictwa spowodują nadmierny spadek poziomu produkcji krajowej i konieczność importu żywności pochodzenia zwierzęcego, krytycy klaszczą w ręce z radości i krzyczą: „i bardzo dobrze, niech się inni trują, a my sobie kupimy i będziemy mieć czyste sumienia wobec zwierząt, czyste powietrze, gleby i wody, i jeszcze tańszą żywność, bo importowane mięso bardzo często kosztuje mniej od krajowego”. Czy aby na pewno tak będzie? Jedno jest pewne, wpływ tych zmasowanych ataków na rolnictwo ma swoje konsekwencje, widoczne przede wszystkim w stałej tendencji spadkowej pogłowia zwierząt i wolumenów produkcji mięsa w Polsce i w Europie. Czy to słuszny kierunek?
Zacznijmy od czystego sumienia wobec zwierząt. Unia Europejska wykreowała najostrzejsze przepisy w zakresie dobrostanu zwierząt, co oznacza, że produkcja w krajach europejskich, w tym w Polsce, podlega ścisłej kontroli według najbardziej restrykcyjnych standardów, niespotykanych nigdzie indziej na świecie. Zatem zmniejszenie skali produkcji europejskiej i przeniesienie jej do innych krajów gotowych się podjąć produkcji nadwyżkowej (obecnie to przede wszystkim Chiny i Brazylia), oznaczać będzie drastyczne obniżenie standardów dobrostanu dla milionów zwierząt. Pogłowie świń w UE szacowane jest na ok. 140 mln szt., ale ostatnie lata to ciągły spadek, ponieważ jeszcze na zamknięcie dekady w 2020 r. szacowano je na ponad 146 mln szt. W tym samym czasie w Chinach pogłowie wzrosło z 406,5 mln do 452,6 mln szt. i jest to produkcja nie objęta standardami UE. Produkcja mięsa drobiowego w UE to 13,07 mln ton rocznie i tu także odnotowano spadek z wartości 13,66 mln ton w 2020 r. Mówienie w tej sytuacji o spokoju sumienia to wyraz hipokryzji i nieodpowiedzialności, prowadzący do zwiększenia cierpienia zwierząt w skali świata. A że nie będziemy mieli tego za płotem? To dla żadnego uczciwego człowieka nie może być usprawiedliwienie.
Argument czystego środowiska też nie wytrzymuje konfrontacji z rzeczywistością. Nie ulega wątpliwości, że produkcja zwierzęca niesie za sobą pewne zagrożenia środowiskowe, co prawda nie tak wielkie jak opisują to jej skrajni przeciwnicy, ale jednak. Zagrożenia te dzielą się na 2 zasadnicze kategorie: i. lokalne i ii. globalne. Te pierwsze bez wątpienia są bardziej odczuwalne przez społeczności lokalne i dlatego w znacznie większym stopniu oprotestowane. Jednak to te drugie mają znacznie większy realny, negatywny wpływ na nasze życie. I znów, przepisy UE w zakresie ochrony środowiska nie mają sobie równych nigdzie na świecie, dlatego standardy i technologia ograniczania szkodliwości środowiskowej są tu najwyższe. Przeniesienie produkcji do krajów innych spowoduje, że za płotem zniknie trochę swojskiego smrodku, nie tyle szkodliwego ile nieco uciążliwego, a w zamian za to pojawi się intensywny wzrost globalnego skażenia powietrza, wód i gleb, który odczujemy pomimo, że jego przyczyna – produkcja zwierzęca będzie na drugim końcu świata. Oprócz tego przyśpieszeniu ulegnie wycinka lasów tropikalnych pod uprawy paszowe i lokowanie nowych ferm, a to też ma niewątpliwe konsekwencje w skali globalnej, o czym od lat się mówi, ale w zasadzie nic się nie robi aby to zmienić, a nawet przeciwnie. W Brazylii pomiędzy rokiem 2020 a 2022 nastąpił wzrost produkcji tuczników o 6,8 mln szt.
Argument ekonomiczny na dziś wydaje się jedynym możliwym do obrony, ale i ten aspekt wcale nie jest tak jednoznaczny jak niektórzy by chcieli. Bez wątpienia koszty produkcji w przeliczeniu na 1 kg pozyskanego mięsa są w krajach takich jak Chiny, czy Brazylia zdecydowanie niższe. Wynika to z kilku przyczyn, spośród których na czoło wysuwają się niskie koszty robocizny, czyli mówiąc wprost, niemożliwe do zaakceptowania w Europie wykorzystywanie taniej siły roboczej, często w postaci nieletnich, pracujących po kilkanaście godzin dziennie za groszowe stawki i bez żadnych świadczeń socjalnych czy ubezpieczenia. Wielu ludzi krytykuje te kraje za standardy pracownicze, ale jednocześnie bez wahania wybierają produkty z nich pochodzące, ze względu na atrakcyjne ceny. Kolejny przykład hipokryzji, który zapewne mógłby dotyczyć także produktów żywnościowych. Cierpienie ludzi za niską cenę. Drugim elementem obniżającym koszty są niskie standardy, albo wręcz brak jakichkolwiek standardów dobrostanu zwierząt i ochrony środowiska. W tym przypadku za niskie ceny produktów płacą cierpiące zwierzęta i degradowane w zastraszającym tempie środowisko naturalne, czyli docelowo my wszyscy. Na pytanie „czy warto?” każdy musi odpowiedzieć sobie sam. Pozostaje jeszcze jedna kwestia, która na razie jest w sferze domysłów, ale ma mocne podstawy poprzez analizę choćby rynku soi. Jeżeli produkcja krajowa obniży się do stopnia uniemożliwiającego szybką odbudowę, to kraje o produkcji nadwyżkowej mogą zacząć windować ceny, żeby maksymalnie skorzystać z okazji. A my będziemy musieli zapłacić, bo nie będzie alternatywnego rozwiązania. I wtedy nawet argument niskiej ceny okazać się może chybiony.
Warto w tym miejscu dodać jeszcze jeden argument, o którym rzadko się wspomina, bo dla przeciwników produkcji zwierzęcej „za płotem” jest on bardzo niewygodny. Chodzi mianowicie o jakość i bezpieczeństwo pozyskiwanych produktów. I tu znów pojawiają się standardy UE, zakazujące rutynowego stosowania substancji uznawanych za szkodliwe, lub ryzykowne, takich jak hormony, antybiotyki, czy beta blokery. Poza Europą są one stosowane powszechnie i w dużych ilościach, ponieważ są najtańszym sposobem stymulowania podwyższonych parametrów produkcyjnych. Niestety mają one bardzo negatywne oddziaływanie na bezpieczeństwo i jakość żywności, a także, w przypadku antybiotyków, generują ogromne zagrożenie zdrowotne stymulując lekooporność bakterii. Obecnie w UE, stosowanie antybiotyków dopuszczalne jest tylko w formie niezbędnej terapii, nie wolno natomiast stosować tzw. antybiotykowych stymulatorów wzrostu (ASW), które w innych krajach są podawane do paszy lub wody rutynowo, czasem w całym okresie wzrostu zwierząt rzeźnych. W Polsce nader często oskarża się fermy wielkotowarowe o stosowanie tych substancji, zapominając, że to właśnie fermy są w szczególny sposób kontrolowane i nie miałyby realnej możliwości ukrycia takich praktyk. Zatem bezpieczeństwo żywności zdecydowanie na korzyść produkcji „za płotem”. W polityce UE obowiązuje obecnie kolejne zaostrzenie, zmierzające do obniżenia stosowania także antybiotyków terapeutycznych o 50% na każdą dekadę. Jak na razie cel tej polityki jest dotrzymywany i całkowita wartość zużycia antybiotyków w produkcji zwierzęcej w latach 2011-2021 obniżyła się z 161,2 mg/PCU do 86,2 mg/PCU. Obecnie trwa druga dekada z tym samym celem strategicznym.
Podsumowując, wszelkie racjonalne argumenty wskazują na Europę, jako najlepszego i w sposób szeroko rozumiany najbezpieczniejszego producenta mięsa. W tej sytuacji obecna stała tendencja spadkowa tej produkcji powinna budzić niepokój a nie radość i skłaniać do podejmowania działań w celu odwrócenia tego skrajnie niekorzystnego trendu.
dr Tomasz Schwarz